Geoblog.pl    jkoszewski    Podróże    Portugalia 2012    Sintra - dz. 9 - w góry do Maurów i Peny
Zwiń mapę
2012
07
lut

Sintra - dz. 9 - w góry do Maurów i Peny

 
Portugal
Portugal, Sintra
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3154 km
 
Powoli zbliża się wielki finał i czas na kolejne ostatnie wyzwania, które przed rokiem choć znacząco naruszone, nie były spełnione do końca. Wyruszam do Sintry. Pobudka o 5-tej, przystanek tramwajowy 15-tki jak zwykle, następnie po 40 minutach startuję porannym pociągiem o 8-mej z dworca Rossio do Sintry. Tutejsze elektryczne chodzą niezwykle punktualnie, bramki na perony jak wszędzie oraz kontrola posiadanych impulsów na karcie w trakcie jazdy przez niezwykle przejętego swoją rolą pana kontrolera, nieskazitelnego w obstalowanym mundurze i z żółtym kasowniko/testerze w ręku. Skanował mnie ze trzy razy w trakcie 40-minutowej jazdy przez kolejne podlizbońskie miejscowości. Pasażerów mało, a właściwie w ogóle, może jeszcze za wcześnie, albo co pewniejsze jadą w drugim kierunku do pracy w stolicy. Sintra wita mnie słońcem, ale chmury na niebie cosik podejrzane, a i podmuchy wiatru coraz mocniejsze, może to wiatr od morza, a raczej oceanu. Od dworca kolejowego idę wijącą się jezdnią pod górę, prowadzącą do „centro historico”, co bardzo czytelnie pokazują wielkie, gustowne tablice informacyjne. W centrum historycznym zaszczycam wzrokiem po prawej Pałac Narodowy, który z Janem gruntownie obeszliśmy w roku 2011 i wystarczy, choć charakterystyczne 2 białe kominy pałacowe jeszcze długo widać za mną. Powiem tylko, że spośród kilkudziesięciu sal pałacowych zapamiętałem osobliwą Salę Srok – całe 136 ptasiąt, a dlaczego ta ptasia menażeria właśnie tam, to łaskawie doczytajcie sami. Ja z marszu uderzyłem na Zamek Maurów, czyli podjąłem godzinną wspinaczkę, żeby się tam dostać. Przydały się dobre traperskie buty, plecak z ekwipunkiem i ocieplana kurtka, a hitem była czarna wełniana czapa od mrozów z Polski. Na stromym szlaku spotkałem tylko oznakowanych, zajętych pracowników tutejszych, którzy przekładali kamienne wyłożenie stromej ścieżki, naprawdę szło im dobrze, a warunki terenowe trudne. Bez większej zadyszki wdarłem się do bramy głównej zamczyska, ulubione bileciki w Euro jeszcze nie pracowały, ale krzątali się zawzięci archeolodzy, dłubiąc coś tam na dziedzińcu. Mury obszedłem dookoła, wiatr dół jak na przylądku Horn.
Zdjątka były obowiązkowe, choć paluszki zaczęły nieco drętwieć. Zamek Maurów to oczywiście ruina, ale taka trochę zrekonstruowana przez ludzi króla Ferdynanda II w II poł. XIX wieku. Oczywiście ruiny są nieco starsze bo podobno najstarsze w Portugalii, a pochodzą z IX wieku (Maurowie), wówczas jako zamek, który zdobyli krzyżowcy w 1147 pod wodzą Alfonsa Henryka. Po zejściu z murów i opuszczeniu dziedzińca zamkowego, postanowiłem ambitnie zaatakować, jeszcze wyżej położony Pałac Narodowy Pena, którego budowę zainicjował małżonek królowej Marii II, znany jako Ferdynand – pochodził z Bawarii z niemieckiej rodziny Saxe-Coburg-Gotha. Chyba był szalony, jak mówią, a może szaleństwa doświadczył pruski wojskowy, Baron Wilhelm von Eschwege, który to cudo stawiał. Cały ten disneyowski pałacyk powstawał aż 11 lat i całkiem, całkiem. Wszystkie sale dokładnie obejrzałem za całe 9 euro, oczywiście wszędzie stylowo umundurowana obsługa zamkowa, która a jakże co robi? – ależ oczywiście na dole, na górze, przed wejściem do sal i głębszym oddechem zwiedzających, testuje żółtymi testerami paski kodowe na karnetach ofiar turystyki masowej. Poszczególne sale znakomicie wyposażone w sprzęty oryginalne (Sala Arabska, Balowa, Indyjska, łazienka z ówczesną ceramiką klozetową, prysznicową i umywalkową oraz mnóstwo innych pomieszczeń), zasłonięte co krok potężnymi szybami, aż chuchać strach bo mundurowi czają się niespokojnie za twoimi plecami z testerami i krótkofalówkami. Generalnie całość była warta tych 9 euro, jest jeszcze 200-hektarowy park, uważany za jeden z najciekawszych parków romantycznych Europy – kolejne 4 euro i karnet z paskiem kodowym, a za rzadkimi okazami roślinnymi, umundurowane okazy ludzkie, oczywiście z żółtymi testerami. Czas kończyć górską wyprawę, schodzę szybko na dół jakąś inną drogą i wychodzę z drugiej strony gór, kilka kilometrów za Sintrą. Podążam szosą harcerskim marszobiegiem do Sintry i nieco wolniej na dworzec kolejowy, gdzie już czeka o 13.10 elektryczny do stacji Rosiio w Lizbonie. W czasie jazdy studiuję lekturę turystyczną, żeby Wam to ładnie później opisać. Powrót na kwaterę ok. 15.00 i do laptopika, acha kupiłem moje ulubione gruszki giganty, żeby nasycić podniebienie, bo o wodzie jakoś zapomniałem.
Hej!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (54)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Kaja
Kaja - 2012-02-07 19:39
Niesamowite. Pisałam, że zdjęcia piękne, ale z tego dnia - po prostu - niesamowite! A myśmy z Natką wymiękły zaraz za pierwszym zakrętem. Podziwiam kondycję. Do zobaczenia niebawem
 
mirka66
mirka66 - 2012-02-07 21:44
Sliczne miejsce.Cudne zdjecia.
 
Nat.
Nat. - 2012-02-07 21:55
Piękne zdjęcia. Chętnie umieszczę któreś z nich na swojej stronie - z inicjałami autora oczywiście.
 
 
zwiedził 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 26 wpisów26 71 komentarzy71 651 zdjęć651 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
30.01.2012 - 17.02.2012
 
 
07.01.2011 - 14.01.2011