Spałem kiepsko, jak to w nowym miejscu, przez uchylone okno sączyły się odgłosy z nad oceanu. Po chudym śniadanku, wyskoczyłem w rzęsiste słońce na Avenida Vasco da Gama i zbiegłem w kierunku nadbrzeża Tagu. Następnie pokonałem kładkę nad ruchliwą Avenida da India i wyszedłem na Torre de Belem czyli znak firmowy Lizbony – wieżę Belem, w której był przetrzymywany jako więzień gen. Józef Bem (przez 2 miesiące w 1834 r.). Sama budowla została wzniesiona w stylu manuelińskim i ma 5 poziomów. Szybkim marszem przemieściłem się koło Centrum Kulturalnego Belem i Muzeum Bernardo do Pomnika Odkrywców ze stylizowaną karawelą, którą zdobią 33 ogromne figury mężczyzn. Oglądany masowo przez turystów obiekt jest repliką z 1960 roku, postawioną na miejscu wcześniejszej wieży. W środku pomnika można przejechać się windą na górę. Natomiast na dole można podeptać sobie po Róży Wiatrów – mozaice z kolorowych marmurów – podarek RPA dla Portugalii.
Przejściem podziemnym dostałem się w pobliże Klasztoru Hieronimitów – prawdziwej świątyni historii, gdzie w jego części mieści się Muzeum Morskie i Narodowe Muzeum Archeologii. Inicjatorem budowy klasztoru był w 1501 roku król Manuel I – miało to być podziękowanie za udaną wyprawę Vasco da Gamy. Z woli króla klasztorem zaopiekowali się Hieronimici. Pozostali oni w klasztorze aż do 1834 roku.
Obszedłszy obiekt wróciłem Rua Dos Jeronimos i Avenida do Restelo na kwaterę.
Przy bramce wpadłem na wracającego z tenisa Jana, który po drugim śniadanku zapowiedział kolejną, samochodową wyprawę. Około godziny 12, w niezłym bijący z nieba ciepełku, wyruszyliśmy Tojotką przez piękny, wiszący Ponte 25 de Abril na drugą stronę Tagu. Dalej lokalną szosą wzdłuż Tagu skierowaliśmy się, mijając lokalne wioski, w kierunku Costa da Caparica. Po zaparkowaniu pojazdu, w trudnym do znalezienia zacienionym miejscu, przedarliśmy się drogą przez wydmy i wyszliśmy na oszałamiającą 10-kilometrową piaszczystą plażę. Latem przyjeżdżają tutaj Lizbończycy na kąpiele morskie i słoneczne. Jeśli teraz tutaj jest tak gorąco i słonecznie to co dopiero w tzw. sezonie letnim. W rozlokowanej wśród piasków knajpce kosztowaliśmy potrawy z owoców morza (małże), wśród fal nadbrzeżnych Atlantyku uwijali się liczni surferzy – po prostu bajka. Powrót przy otwartych oknach w pojeździe - taki żarek, wspaniałe widoki Lizbony z mostu i powrót do laptopika aby wrzucić coś Wam na ruszt informacyjny i zdjęciowy.
Hej!