Lądowanie w deszczu na lotnisku w Lizbonie nader delikatne. Spod trapu odbiera autobus jak za dawnych czasów. Na torbę czekam jakiś czas. Janek potwierdza swoje oczekiwanie. Po chwili jedziemy jego prywatną tojotką na kwaterę przy Vasco da Gama. Przyjmuje bardzo serdecznie, kolacyjkę z super winkiem, realizujemy po chwili w zacnej kuchence. Pokoik jaki otrzymuję na piętrze - super, jeszcze tylko się rozpakuję i w kimono, ale trzeba coś skrobnąć na laptopiku. Przez okno wpada ciepłe powietrze i szum od morza, a może mi się tylko tak wydaje. Generalnie genialnie, właśnie odpływam. Baj.